Adam zdobył już tytuł licencjata z sinologii na Uniwersytecie Gdańskim, a choć teraz studiuje inny kierunek, swoich zainteresowań związanych z Chinami nie porzucił – by się o tym przekonać, wystarczy rzucić okiem na jego Instagrama @chinskiznaczek 🙂
W przypadku kierunków takich jak sinologia zawsze mnie to zastanawia – skąd pomysł na te studia? Uczyłeś się już wcześniej chińskiego?
Zawsze interesowałem się kulturą Azji, głównie Japonią. Nie do końca wiedziałem, na jakie studia chcę iść. Japonistyki nie było w Gdańsku, a nie zamierzałem się wyprowadzać i tak jakoś wyszło, że sinologia była najbliżej moich zainteresowań. W wakacje przed studiami ściągnąłem aplikację do nauki chińskiego i czegoś tam się uczyłem, ale to było tylko kilka znaków, nic wielkiego. Po prostu chciałem się trochę przygotować do studiów. Ale można przyjąć, że na uczelni zacząłem od zera.
Czego uczyłeś się na swoim kierunku?
Sinologia na UG to przede wszystkim język. Są oczywiście przedmioty takie jak historia Chin, literatura i gospodarka, ale w moim odczuciu nacisk jest mocno położony na przygotowanie językowe. Im dalej w las, tym tych przedmiotów „dodatkowych” mniej, więc plany zajęć na pierwszym i drugim roku są bardziej różnorodne.
Jak Ci się podobało?
Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie krótko. To była niesamowita przygoda! Poznałem wielu świetnych ludzi, otworzyły mi się drzwi na niesamowitą kulturę i wszystko, co z nią związane. Uczyłem się jednego z prawdopodobnie najbardziej przyszłościowych języków świata! No i miałem okazję wyjechać na pół roku do Chin na studia – to jak na razie jeden z ciekawszych okresów mojego życia. Chociaż same studia to też był niezły rollercoaster. Raczej nigdy nie miałem problemów z uczeniem się, chociaż wielkim fanem tego nie byłem. Ale te studia obudziły we mnie prawdziwego kujonka! Po części z pasji, a po części żeby przeżyć w ogóle. Cóż, tempo było ogromne, stres i presja momentami przytłaczające. Pod koniec studiów z początkowych około 30 osób została około połowa. Aczkolwiek największy hardcore był na pierwszym roku – to chyba normalka przy wielu kierunkach studiów. Jak zbuduje się już jakiś językowy fundament to potem jest łatwiej.
Jak się sprawdzała organizacja na uczelni?
Cóż, powiedzmy, że kwestie administracyjne i organizacyjne wprowadzały niezbędny zastrzyk adrenaliny i nerwów w momentach, gdy było zbyt spokojnie i uporządkowanie! 😀
Jakie zajęcia najbardziej lubiłeś?
Oczywiście z języka! Chociaż miło wspominam też zajęcia z gospodarki Chin.
Jedno słowo, które stale padało na zajęciach?
Może to więcej niż jedno słowo, ale najczęściej (przynajmniej na pierwszym/drugim roku) padało 声调不对!- shēngdiào búdui – zły ton! 😀 Ewentualnie krótsza wersja – 不对 – búduì – źle! Uroki języków tonalnych. Po pewnym czasie moim ulubionym żartem stało się mówienie „Nie mów do mnie takim tonem”.
Jakie masz możliwości po studiach? Widzisz siebie w pracy „w zawodzie”?
Aktualnie mam z chińskim taki problem, że mieszkam w Gdańsku, a tutaj jakoś nie można przebierać w ofertach pracy związanych z tym językiem. W Warszawie lubi innych regionach Polski jest tego całkiem, całkiem. Jednak na podstawie moich obserwacji i osobistych odczuć sądzę, że będzie tylko lepiej. Chiński to przyszłościowy język i ofert pojawia się stopniowo coraz więcej. W tym momencie chińskiego nie wykorzystuję w pracy, natomiast udzielam z niego korepetycji.
Ocena w skali od 1 do 5?
Jeżeli oczekujecie ostrej nauki języka – you found it. Dałbym wtedy chyba 4 na 5. Jeżeli jednak szukacie czegoś w rodzaju, nie wiem, „chinoznawstwa”, to dałbym 2,5/3 na 5.