Na początku studiów jest niepewność, ale też dużo motywacji. Postanowienie regularnej nauki. Punktualne chodzenie na wykład o ósmej. Potem nadchodzi pierwsza sesja, odkrywa się memy na jej cześć i powtarza się już tradycyjne „tego się nie da nauczyć!”. Piękne i rozczulające to chwile, gdy patrzy się na nie wstecz. Jednak studia to więcej niż nauka. O wiele więcej.
Usamodzielnienie
Doskonale przypominam sobie, gdy tuż przed wyprowadzką z domu na studia zastanawiałam się, jak to będzie mieszkać w dużym mieście, samej sobie gotować, sprzątać, prać i samej się pilnować, żeby uniknąć choć części głupot, które zdarzają mi się na porządku dziennym. Trochę czasu zajęło, aż wypracowałam sobie swoje własne zasady i nauczyłam się robić rzeczy po mojemu, to znaczy często inaczej, niż byłam do tego przyzwyczajona z domu. Potem tę granicę samodzielności mogłam już tylko przesuwać: wracać rzadziej do rodzinnego miasta, znaleźć pracę czy wyjechać na Erasmusa. Podczas studiów konfrontujemy się z wieloma rzeczami po raz pierwszy i nawet jeśli wynika z tego sporo sytuacji, o których wolałoby się zapomnieć, to są to równocześnie jedne z najlepszych lekcji samodzielności, jakie życie ma nam do zaoferowania. A dodatkowo uczą one między innymi pokory (patrz: wykładowca w złym humorze na egzaminie ustnym), zaradności (patrz: rozwałkowanie ciasta bez pomocy wałka) i tolerancji (patrz: współlokatorka rozpoczynająca smażenie kotletów o pierwszej w nocy).
Odkrywanie siebie
Od usamodzielnienia się już krótka droga do odkrywania własnego „ja”. Nagłe znalezienie się wśród nowych ludzi (nierzadko z różnych stron kraju, a nawet świata) to nie tylko szansa na kolejne znajomości, ale też poznanie innych zapatrywań na otaczającą rzeczywistość, które być może wpłyną na nasze własne opinie i postawy. Wolna ręka w kwestii nauki na uczelni to natomiast okazja do wypracowania swoich najskuteczniejszych sposobów na przyswajanie wiedzy, a mnogość tematów poruszanych na zajęciach pozwala sprawdzić, co sprawia, że serce zaczyna nam szybciej bić, a co, że mamy ochotę opuścić salę wykładową (lub Zooma). Czy to nie ważna wskazówka na przyszłość?
Samorozwój
Chyba trudno o inny okres w życiu, w którym mamy tak bardzo nieregularny plan dnia jak na studiach: raz zajęcia od rana, raz wieczorem, a przy dobrych wiatrach dodatkowy dzień wolnego w tygodniu. Gdy połączy się to z bogactwem uniwersyteckiej biblioteki oraz z ofertą zajęć dodatkowych i wydarzeń dla studentów, to okazuje się, że dostajemy od losu okazję, żeby rozwijać się na wielu płaszczyznach. Gdybym miała komuś dać jedną radę na czas studiów, to brzmiałaby ona właśnie tak: korzystaj z kursów, wolontariatów, staży czy szkoleń i daj się zauważyć. Ktoś powie, że to dobrze wygląda w CV. To prawda, ale przede wszystkim robisz to dla siebie – póki masz status studenta i bilety ulgowe, świat stoi przed Tobą trochę bardziej otworem.
Ani usamodzielnienie, ani odkrywanie siebie, ani też samorozwój nie są zarezerwowane tylko i wyłącznie dla studiów. Studia jednak tworzą pewną przestrzeń czasową, która jest idealnym momentem na pracę nad sobą i dorośnięcie. Fakt, że dzisiaj tak wiele osób wykonuje pracę niezwiązaną z ukończonym kierunkiem studiów, świadczy o tym, że, no cóż, zdobyta wiedza przynajmniej częściowo przemija, ale to, jak wykorzystaliśmy ten czas, kształtuje nas na o wiele dłużej.
A jak Wy spędziliście lata swoich studiów lub jak zamierzacie je wykorzystać? Robiliście lub robicie jakieś plany, czy po prostu zdawaliście się lub zdajecie na to, co przyniesie los?
